Zupełnie nie da się oszczędzać….

oszczedzanie
Zupełnie nie da się oszczędzać, prawda?

oszczedzanie

Ile razy to słyszę, że niemożliwe, że nie da się, przecież nie mam z czego, całkowicie bez sensu.

I moje ulubione hasło „jak już będę więcej zarabiać to wtedy na pewno zacznę odkładać”. Tiaa.. na pewno. Jak się nie potrafi kilku złotych odłożyć na tzw. wszelki wypadek z małych kwot, to z dużych też się nie będzie tego robić. A w ogóle to małych kwot, po prostu się nie opłaca. Zwariowałaś?! Mam odkładać 5 złotych miesięcznie? Po co? Mam inne wydatki. Prawdopodobnie zwariowałam, jednak nieustannie i uparcie uważam, że duże pieniądze biorą się właśnie z małych kwot. Małe kwoty nie bolą, na dodatek są prawie niezauważalne, jak ich nie ma. A moim zdaniem nawet te  5 złotych jest lepsze niż zero złotych.

Czy odkładać 5 czy 15 zł miesięcznie nie warto? Może i nie warto. Aczkolwiek prawdą jest, że z tych odkładanych niewielkich groszy w ciągu roku, prawie niezauważalnie zbiera mi się parę złotych extra, które potem wydaje na jakiś cel, bardziej lub mniej zaplanowany albo odkładam dalej.

I później takimi niewielkimi nakładami miesięcznymi, np. ja mogę pojechać gdzieś na morze, które kocham, albo w góry.  Albo pozwolić sobie na jakiś inny ekstra wydatek na coś, na co mnie nie stać z comiesięcznej wypłaty. Albo spędzić fajny weekend z przyjaciółmi, podczas którego nie muszę planować wydawania każdego grosza, jak to jest prawie na dzień. I dodatkowo, również odkładam powoli na moją starość, która być może nastąpi kiedyś. I to szybciej, niż mi się wydaje. To są tylko niektóre z moich celów, na które warto odkładać, ale każdy z nas może tą extra kasę w zupełnie inny, ważny dla siebie  sposób spożytkować.

Jak ja to technicznie robię? Ameryki nie odkrywam, zwyczajnie założyłam sobie drugie konto w banku, tam zaczęłam wrzucać grosiki. Pamiętam ten pierwszy przelew w kwocie 10 zł. Mało prawda? Ale wtedy się uparłam i od tego czasu, regularnie co miesiąc coś tam wrzucałam, czasami nawet kilka razy w miesiącu, cieszyło mnie każde oszczędzone 2 zł, czy nawet 20 zł. Po niecałych 2 latach uzbierała się przyjemna kwota- na tyle przyjemna, że mogłam wybierać- kurs języka obcego czy rejs morski. Pasja żeglarstwa morskiego wygrała z nauką, ponieważ wybrałam jednak rejs i popłynęłam na wiosenny Bałtyk z przyjaciółmi. Dumna byłam z tego, że mogę sobie na niego pozwolić, bez pożyczania od innych, bez wyrzutów sumienia. A dumna byłam tym bardziej, że kiedy zaczęłam to moje odkładanie grosików, to nie miałam wtedy pracy na etacie, były jakieś marnie płatne dodatkowe umowy zlecenia w pracach dorywczych.

Teraz, po dobrych kilku latach odkładania i kombinowania, wypracowałam sobie różne skuteczne, moim subiektywnym zdaniem metody, które na mnie działają. Opiszę dwie z nich, jak dla mnie najważniejsze. Pierwszą z nich, jest płacenie najpierw sobie. W dzień wypłaty przeliczam opłaty  i wydatki miesięczne itp., a po chwili od razu ileś tam złotówek ląduje na koncie ekstra. Czasami jest to tylko 20 zł albo 50 zł a czasami 200 zł różnie. Bez marudzenia,  że później, że jutro. Nie. Nie jutro. Dziś. I zapominam, że je w ogóle miałam.

Drugą ze stosowanych metod oszczędzania, są końcówki. Mniej więcej co dwa tygodnie, albo częściej, sprawdzam stan swojego podstawowego konta – a następnie wszystkie kwoty poniżej 10 zł przerzucam na konto oszczędnościowe. Czasami jest to tylko 1,99 a czasami aż 9,99.  I tak powolutku. Do moich celów, które sobie postanowiłam. I czasami je realizuję. Do realizacji innych, większych  jeszcze długa droga przede mną.

Tak naprawdę, to te moje pierwsze  dziesięć złotych przelane na inne konto pozwoliło mi z czasem wyrobić wyrobić w sobie nawyk, żeby co miesiąc coś tam odkładać. Dodatkowo, czasami zadaję sobie proste pytanie, a co będzie, jeżeli stracę nagle pracę? Jeśli wysiądzie mi sprzęt domowy, typu pralka, zmywarka? niezaplanowana choroba? skąd znaleźć kasę na naprawę czy gorzej, na nowe urządzenie? Na droższe leki? Ano właśnie z tych bezsensownie grosików odkładanych, również i na to- kiedy coś mnie zaskoczy poza tymi skrzętnie wyliczonymi wydatkami z kartką w ręku. Wiadomo, chcemy żeby wszystko działało, nie psuło się, aby nie było niespodzianek, ale życie pokazuje, że nie na wszystko mamy wpływ.

Ale przyznaję się, kiedyś nie oszczędzałam nic, bo wychodziłam z założenia, że nie warto, że szkoda mi życia na oszczędzanie. A potem zaczęłam najzwyczajniej w świecie irytować  się faktem, że zarobione przeze mnie pieniądze uciekają mi przez palce, gdzieś giną zupełnie bez sensu, a ja ledwo wiążę koniec z końcem. (Na spisywanie rachunków wpadłam dopiero kilka lat później).

Najgorsze jest zacząć odkładać    nawet te niewielkie grosze, znajdować sobie 1000 wymówek, tylko po to, aby się usprawiedliwić, a potem narzekać. To podobnie trochę jak z odchudzaniem, rzucaniem nałogów, albo czytaniem książek. Wszystko zacznę od jutra, po maturze, po Nowym roku. W każdym momencie- tylko nie dziś. Bronimy się przed tym, żeby coś dla nas ważnego zacząć DZISIAJ. A może właśnie, to ten dzisiejszy dzień jest  tym najlepszym dniem, aby spróbować?

 

2 Replies to “Zupełnie nie da się oszczędzać….”

  1. Moj sposob jest taki, ze jak jest kasa to jest, ale jak nagle nie ma to potrafie drastycznie ograniczyc wydatki do minimum. No i jeszcze cos. Nauczylam sie kupowac na ebay (za granica wiec rzeczy sa dobrej jakosci ) Wiem, ze jak cos bedzie mi potrzebne, to niekoniecznie musze miec na to odlozona pokazna sumke, ale zawsze cos znajde super i za niewiele i tez czasem cos wystawiam, moze mi nie potrzebne, ale wlasnie ktos tego szuka. Nie tyle oszczedzam co zagluje roznymi czynnikami i w zaleznosci od tego czy jest lepiej czy gorzej pozwalam sobie na wiecej lub mniej.

    1. Całkiem niezły pomysł:)

Dodaj komentarz