Już właściwie spakowana i namówiona przez przyjaciół na pierwszy od kilku lat rejs morski,na dodatek pierwszy rejs na żaglowcu s/y Zawisza Czarny, dlatego trochę w biegu odbieram kolejną książką przesłaną z wydawnictwa Znak Literanowa. Niby fajnie.. tylko wiem, że nie mam czasu czytać, po rejsie zabiorę się nią. Standartowo zaczynam od ostatniej strony, zachwycając się wcześniej romantyczną okładką.
Tak naprawdę, „Antykwariat spełnionych marzeń”, to moje kolejne spotkanie z twórczością Doroty Gąsiorowskiej. Usiadłam do niej nastawiona pozytywnie, zachęcona poprzednią , dość urokliwą powieścią autorki „Obietnica Łucji” i nie da się ukryć absolutnie romantyczną, okładką obecnej.
Tytułowy antykwariat spełnionych marzeń to stare, ale jednak magiczne miejsce, gdzie spotykają się ludzie mogący w pędzie dnia i codziennych spraw usiąść na chwilę w otoczeniu zapachu świeżo parzonej herbaty z imbirem i kawy z kardamonem. W tym otoczeniu pracuje w młoda, chociaż nieco staromodna Emilia, która jest przywiązana do tego miejsca i nie wyobraża sobie, że mogła by być gdzieś indziej. Niezmiennie tak samo uczesana, tak samo ubrana. Jednym słowem nudna. Z jednej strony szukająca księcia z bajki, z drugiej nie chce nic w swoim życiu zmieniać. Zbyt mało wyrazista, miejscami irytująca, lekko papierowa postać.
W moim subiektywnym odczuciu zbyt uległa rodzinie. Na każdy telefon ojca czy macochy zrywa się na równe nogi, niezależnie od własnych planów, wsiada w pociąg z Krakowa do Gdańska. Boi się lub nie potrafi powiedzieć głośno, że ma swoje życie i inne plany. Zagubiona w dość mrocznych tajemnicach bliskich, jednocześnie chcąca wszystkim pomóc.
Dorota Gąsiorowska potrafi pięknie pokazać przyjaźń, która nie polega na tym, aby zawsze się ze sobą zgadzać i do siebie uśmiechać, ale zwraca uwagę na to, że istnieją trudne chwile w przyjaźni, nawet takiej niezawodnej i długoletniej.
Udowadnia, że nie jesteśmy nieomylni w swoim postępowaniu, że popełniamy błędy. I niezależnie od wszystkiego każdy błąd można naprawić i spróbować zacząć od nowa.
Potrafi też udowodnić, że jedna rozmowa z drugim człowiekiem, sprawia więcej, niż wszystkie bezsensowne tłumaczenia czy uciekanie od niezałatwionych spraw. I te magicznie opisywane w tle ulice Krakowa sprawiają, że ma się ochotę wstać i zajrzeć w opisywane tam miejsca, czy po prostu przejść się Plantami.
Mimo, że książka „Antykwariat spełnionych marzeń” tym razem mnie nieco rozczarowała, właśnie swoimi mało wyrazistymi postaciami, zbyt długimi, monotonnymi i powtarzającymi się opisami, to muszę przyznać, że jest to jednak pięknie opowiedziana historia. To opowieść pełna starych książek, miłości i przyjaźni. Pachnącej kawy i marzeń, które czasami się spełniają. Subiektywnie uważam, że dla chwili zatrzymania się w biegu codzienności warto sięgnąć po Antykwariat spełnionych marzeń, która < dostępna jest tutaj odpocząć przy niej i co ważne, to absolutnie warto dotrzeć do jej końca.