Lato i upał za oknem w pełni, a tymczasem w skrzynce pocztowej czeka na mnie kolejna książka z wydawnictwa Znak Literanova. Jeszcze pachnąca drukiem, najnowsza powieść Jojo Moyes, „We wspólnym rytmie”. Autorki, której powieści naprawdę sobie cenię i z przyjemnością po nie sięgam. Cenię je za to, że nie są łatwe w odbiorze, ale pobudzają emocje, jednocześnie mając w sobie ciepło i szanse na lepsze jutro. Czy i tak będzie tym razem?We wspólnym rytmie – to przede wszystkim piękna i wzruszająca historia z pozoru obcych sobie ludzi, których przypadek powiązał ze sobą.
Pomimo poruszanych w niej trudnych tematów o miłości, odpowiedzialności, bezradności i akceptacji drugiej osoby, to napisana jest takim językiem, że pochłaniałam ją kartka za kartką. Te cudowne i porywające wyobraźnię opisy jazdy konnej, które powodują wczuwanie się w opisywane sceny treningów, galopowania po przestrzeni, strachu przed upadkiem, czy przed złymi ludźmi.
Aż chce się czytać i wszystkie inne rzeczy do zrobienia odkładać na później. Fabuła zgrabnie wprowadza nas w arkana mało znanej sztuki jeździeckiej, zarezerwowanej dla elity francuskich jeźdźców, której podziw wzbudza majestatyczność, tajemnica i konie przeczące prawom grawitacji.
Chociaż historia naprawdę wciąga, to jednak nie ukrywam, że miejscami budziła moje skrajne emocje, od radości po złość i zniecierpliwienie nad zachowaniem bohaterów. Stawia trudne pytanie, na ile pasją można wytłumaczyć zachowania niezgodne z ogólnie przyjętymi normami? Na ile można przymykać oczy na nie wiadomo z czego wynikające fochy nastolatki, na brak chęci jakiegokolwiek kontaktu i ucieczki nastolatki ze szkoły?
Moyes w swojej powieści porusza ważną kwestię odpowiedzialności za podjęte decyzje, nawet jeśli zostały podjęte pod wpływem nagłego przypływu emocji. Z jednej strony to opowieść o wielkiej pasji dziecka do konia, o miłości dla której jest wstanie zrobić wszystko. Kraść, wagarować czy nawet oddać dorosłemu swoje nieletnie ciało. 14 letnia Sarah jest nastolatką zamkniętą w sobie, nieco egoistyczną i zbuntowaną, a swoje szczęście widzi tylko podczas zajmowania się koniem, w dążeniu do swojej i jego doskonałości. Z jednej strony jej zachowanie powoduje moją irytację, z drugiej podziw dla jej pasji, którą stara się kontynuować za wszelką cenę, wbrew narastającym przeciwnościom losu.
Jednak pomimo, całej sympatii i niejednokrotnie współczucia dla będącej w trudnej sytuacji życiowej nastolatki, ogarnęła mnie całkowita złość, niechęć i zupełny brak zrozumienia dla niej w chwili, kiedy w sytuacji ran ukochanego konia, zamiast go prowadzić jednak go dosiada, zmuszając tym samym zmęczone zwierzę do ogromnego wysiłku. Dziewczynka z każdej strony pokazuje nam swoja ogromną pasję, a z drugiej wykazuje się skrajnym egoizmem.
Z drugiej strony, to historia dwojga kochających się ludzi, którzy gdzieś zagubili się w swoim życiu, niby są zdecydowani od siebie odejść, a jednak coś ich nadal do siebie przyciąga.
W tekście pada takie jedno zdanie, które mi szczególnie utkwiło w pamięci. Zdanie o tym, nie ma tak złej rzeczy, o której nie można komuś powiedzieć. Pokazuje, że kontakt z zamkniętym ze swoimi problemami nastolatkiem, chociaż bywa trudny to jednak nie jest nie możliwy. Udowadnia, że rozmowa, niezależnie od nerwów, emocji i doświadczeń jest ważna w relacjach między ludźmi.
Powieść „We wspólnym rytmie” pozostawia nadzieję, że nawet jeśli gdzieś popełniamy błąd, kiedy życie rozsypuje się na drobne kawałeczki, to zawsze jest szansa żeby je naprawić i wychodzić na prostą.
Jojo Moyes pisze w taki sposób że pomimo, niejakiej przewidywalności zakończenia, nie chce się przestać jej czytać. To moja trzecia powieść autorki, która jest piękna i absolutnie ją polecam.
Po raz kolejny nie zawiodłam się na twórczości Jojo Moyes i subiektywnie uważam że warto sięgnąć, a po zamknięciu ostatniej spróbować odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań. Gdyby ktoś chciałby również poczytać o tej pasji to tutaj porówna aktualne ceny tej powieści.
Bardzo pragnęłabym, aby zawsze można było naprawić popełniony błąd, ale tak niestety nie jest, stąd przyjemnie sięga się właśnie po tego typu książki, dające nadzieję i umacniające wiarę. 🙂
Dokładnie tak:)
Nie czytałam żadnej książki tej autorki. Nie wiem czy to literatura dla mnie, ale myślę, że mojej mamie mogłaby się spodobać.
Osobiście cenię sobie twórczość Moyes za realność i ponieważ potrafi wzbudzić takie emocje w czytelniku, które gdzieś zostają, a i po zamknięciu książki zostają jeszcze pytania w głowie.