Kobieta na krawędzi, ale dlaczego?
To jest zupełnie dobry dzień, kiedy wchodzę na dawno nieodwiedzany portal czytelniczy, lubimy czytać, gdzie znajduję zachętę od Wydawnictwa Znak do przeczytania kolejnej książki przed premierowo. Tym razem thriller psychologiczny, „Kobieta na krawędzi” nieznanej mi autorki Samanty M. Bailey. Egzemplarzy recenzenckich jest niewiele, ale wysłałam e-mail do wydawnictwa, nie licząc absolutnie na to, że wśród tylu czytelników portalu, egzemplarz przedpremierowy powieści trafi również i do mnie. A tu zaskoczenie, bo jednak trafił i czuję się miło wyróżniona. Tym razem, powieść otrzymuję w wersji elektronicznej, więc z trudem, ale jakoś opanowałam się przed czytaniem ostatniej strony, co przy wersjach papierowych jest u mnie raczej niewykonalne.
Swego czasu Alfred Hitchcock wspominał, że film powinien się zaczynać trzęsieniem ziemi, a potem napięcie powinno stopniowo wzrastać. Z książkami czasami jest podobnie. Taki własnie jest psychologiczny thriller „Kobieta na krawędzi” autorstwa Samanty M. Bailey, który zaczyna niby przypadkowe spotkanie na peronie, a kończy tragedia. Jednak czy na pewno takie przypadkowe? Czy tytułowa krawędź dotyczy tylko krawędzi peronu, czy może wnika w psychikę kobiety, głównej bohaterki znacznie głębiej? Dlaczego zdecydowała się na taki, desperacki krok?
Ta trudna historia opowiadana jest z perspektywy przeszłości i teraźniejszości, widziana oczami dwóch kobiet: Nicole i Morgan. Kobiet, których z pozoru nic nie łączy. A jednak. Zbieg okoliczności, czy przypadek? Szereg pytań pojawia się już od pierwszej strony lektury, stopniowo rozkładając wszystkie „dlaczego” na części pierwsze.
Powieść „Kobieta na krawędzi” wciąga, chociaż nie ukrywam, że zdarzają się w niej i takie chwile, w których jest absolutnie przewidywalna. Mimo to, wzbudza dość konkretne, zarówno pozytywne jak i te negatywne emocje we mnie, jako w czytelniku.
Opowiadana historia pokazuje, że macierzyństwo to nie tylko sama radość, cudowność czy szczęście nieustające. To też ogromna odpowiedzialność, strach i niejednokrotnie stres. I łzy. Czasami pojawia się depresja poporodowa, z którą przy braku zaufania od bliskich, przy odrzucaniu wsparcia trudno sobie poradzić. Jednak, pojawia się pytanie, czy może za nią, nie kryje się przypadkiem coś więcej?
Dokładnie przemyślana powieść, pełna energicznych zwrotów akcji, trzymająca w napięciu, zaskakująca, rozdział za rozdziałem. Stawiająca pytania zarówno w zakresie trudności samego macierzyństwa, ale też zaufania wzajemnego do bliskich. Język autorki sprawia, że historia z każdym rozdziałem coraz bardziej wciąga. Skłania do refleksji. I co istotne, absolutnie nie należy do takich historii, które się szybko zapomina. Ja subiektywnie uważam, że absolutnie warto. Wydawnictwu Znak dziękuję za cudowne chwile z jeszcze niewydaną powieścią. Na stronie wydawnictwa zawarte są bardziej szczegółowe informacje na temat recenzowanej książki.