31 grudnia 2016, moje absolutnie spokojne przygotowania do spędzenia w przyjacielskim towarzystwie ostatniego wieczoru tego roku.
Ot tak, na wszelki wypadek zaglądam do skrzynki pocztowej będąc przekonana, że na pewno nic tam nie ma. A tu niespodzianka, ponieważ znajduję w niej przesyłkę
od wydawnictwa Znak Literanova. Uważam, że to całkiem przyjemny koniec roku.
Tym bardziej, że premiera tej właśnie książki będzie mieć miejsce dopiero w lutym, więc czuje się miło wyróżniona przez wydawnictwo. Książka jaką tym razem otrzymałam do napisania recenzji to „Ścieżki nadziei”, której autorem jest Richard Paul Evans. Jest to piąty i zarazem ostatni już tom jego serii dzienników pisanych w drodze.
Muszę przyznać, że pomimo tego, że lektura z każdą stroną wciąga coraz bardziej i czyta się jednym tchem, to autor jednak trochę mnie rozczarował. Myślę, że powodem mojego lekkiego rozczarowania był fakt, że nieco inaczej sobie wyobrażałam podróżowanie przed siebie, w odreagowaniu na dramatyczne chwile w życiu. Tak jak wspomniałam, jest to ostatni tom z serii, ale Richard Paul Evans zupełnie zgrabnie wplata wątki z poprzednio napisanych dzienników tak, aby zaciekawić swoją historią z jednej strony, z drugiej, aby czytelnik czytając już kolejny tom z serii nie czuł się zbytnio zagubiony.
Autor rozważa o rzeczach ważnych i istotnych dla każdego człowieka, o śmierci i o miłości w taki sposób, że miejscami przerywałam czytanie, aby zastanowić się nad tym jego myślami, ale ciekawość dalszego ciągu, oraz lekkie pióro autora powodowała, że szybko wracałam do przerwanej lektury.
Ścieżki nadziei opisują ostatnią część jego podróży. Długiej podróży od Seattle do Key West jako jego sposobu na odreagowanie żałoby po stracie bliskiej mu osoby, sposobu na odnalezienie celu i sensu życia, na zweryfikowania tego, kto jest dla niego naprawdę ważny w życiu.
Przyznaję, że zakończenie całej serii zaskoczyło mnie i nieco wbiło w fotel, jednocześnie zachęciło do sięgnięcia po poprzednie tomy dzienników pisanych w drodze, aby poznać dogłębniej motywy, które kierowały głównym bohaterem Alanem w podejmowanych przez niego decyzjach.
Z czystym sumieniem mogę napisać, że lekturę „Ścieżek nadziei” zdecydowanie polecam. Po jej odłożeniu na półkę, w mojej głowie pojawiły się pytania, z serii a gdybym ja była w takiej sytuacji? Uważam, że jeśli długo po lekturze w człowieku coś pozostaje, to znaczy, że warto było poświęcić czas tej książce.
Swoją drogą- ponoć jest tak, że to co robi się w pierwszy dzień nowego roku, to będzie się robić przez cały rok. Więc, wychodzi na to, że dzięki wydawnictwu Znak Literanova, mam rok pod znakiem dużej ilości czytanych książek. I powiem, że bardzo mnie to cieszy, obym tylko znalazła więcej czasu na ich czytanie, niż w roku ubiegłym, taki plan na 2017 jest.
ksiązka jest cudna. Bardzo mi się podobała
Owszem, też uważam że warto sięgnąć