Domowy smalec z jabłkiem

Jesienny czas, a mnie zamiast na dynię, naszło na taki domowy smalec z jabłkiem. Dietetyczne to nie jest, ale od czasu czasu lubię. Tym bardziej, że sympatyczne wspomnienia od razu mnie napadły, jak tylko pomyślałam o słoiczku smalcu ze skwarkami.

Jakoś tak piętnaście lat temu, moi przyjaciele wyciągnęli mnie na majowy rejs po Zatoce Gdańskiej. Zupełnie niespodziewanie, dając przy tam jakieś dwadzieścia minut na spakowanie. Zanim jednak dotarliśmy na nasz jacht, jeździliśmy po sklepach w poszukiwaniu chleba. Wieczór przed majówkowy, więc chleba nie było nigdzie. Jeden ze sprzedawców zaproponował pieczywo chrupkie. Z naszej strony padło: „Ale panie, nie może taki być!” Pan się trochę zdziwił naszą rekcją, ale nie marudził. A jak już wreszcie dostaliśmy taki właśnie zwykły chleb.. to na jachcie zajadaliśmy zrobionym  przez jednego z przyjaciół przepysznym smalcem. Ze skwarkami.

To, że potem oddałam go Neptunowi z uwagi na chorobę morską nie ma znaczenia, absolutnie pyszny był. I tak mi się jakoś zatęskniło za domowym smalcem, przygotowywanym przed rejsami, zarówno morskimi jak i tymi na śródlądziu.

Nie jakieś wielkie ilości. Ot prawie każdy z załogi przygotowywał mniejszy lub mniejszy słoiczek, który podczas rejsów wyciągał. Każdy inny. Każdy robiony z sercem. A ja robię najczęściej taki.

Składniki:

  • 275 g słoniny wieprzowej
  • 100 g boczku gotowanego
  • 1 jabłko
  • 2 cebule
  • majeranek, sól, pieprz

No dobrze. Jakoś specjalnie zdrowe i dietetyczne to nie jest, ale od czasu do czasu, jakaś przyjemność mi się należy.

Słoninę pozbawiam skóry i wkładam na chwilę do zamrażarki, a dopiero potem zimną  kroję ostrym nożem w kosteczkę. O wiele łatwiej i szybciej to krojenie wówczas wychodzi. Raz w życiu zmieniłam słoninę przez maszynkę i to zupełnie nie było to. Więc mozolnie kroję, zarówno słoninę jak i boczek. Nie zapominam o cebulach.

Do największego płaskiego naczynia, wrzucam najpierw pokrojoną słoninę,  aby się powolutku wytapiała. Boczek dodaję mniej więcej po kilkunastu minutach, nie tak od razu. Od czasu do czasu mieszam i czekam do momentu, aż zaczną powstawać skwarki.  U mnie to trwało jakieś 40 minut. Pod koniec dorzucam pokrojoną cebulę i jednocześnie zwiększam ogień pod naczyniem.

W międzyczasie obieram jabłko i ścieram je na grubej tarce do warzyw.  Kiedy tylko cebula się zrumieni, a nie spali- dodaję jabłko. Na samym końcu, właściwie już po wyłączeniu  palnika. Doprawiam solą, pieprzem i majerankiem. Czekam, aż lekko przestygnie i przelewam do naczynia. Idealny do chleba, do wódki, do piwa, czy po prostu do okraszenia pierogów. Mój domowy smalec z jabłkiem jest gotowy. Zanim tak całkiem wystygnie, próbowałam go jeszcze na ciepło, z kawałkiem chleba. Niezupełnie zdrowe, absolutnie nie dietetyczne, ale smakuje wybornie.

Wyszedł mi w sumie niewielki słoik i połowa drugiego. Ja nie wiem jak to jest, bo niby nikt smalcu nie je. A potem znika szybciej, niż zdrowe, pokrojone warzywa. Najchętniej zjadam z dodatkiem korniszonów, ale z pomidorami też smakuje zupełnie nieźle.

Już oczami wyobraźni widzę ten wyciągany słoiczek w Zawiszowym kubryku, po zimnej,  kwietniowej wachcie. Ale, żeby tak było, s/y Zawisza Czarny musi się wyremontować, na co potrzebne są pieniądze. Jeśli chcesz i możesz dorzuć grosza klikając tu: Wsparcie remontu s/y Zawisza Czarny

Dodaj komentarz