Czasami przy przeglądzie zapasów nadziewam się na rzeczy, o których prawie zapomniałam, że jeszcze mam. Tak właśnie było w przypadku grochu. Kupiłam i schowałam, że kiedyś na pewno coś z niego zrobię. Na klasyczną grochówkę ochoty nie mam, ale gdyby tak z grochu coś jakby pulpety jakieś np? Byłoby prosto i tanio. Szybko to już niekoniecznie, bo jednak groch, mimo, że mam ten w połówkach, to chwilę trzeba moczyć i trochę gotować.
Składniki:
- 120 g grochu w połówkach
- 90g naturalnego tofu
- 40 g surowego boczku
- 1 jajko
- sól, pieprz,
- mąka orkiszowa
- olej do smażenia
Tofu odcisnęłam solidnie z wody w ręcznikach papierowych, pokroiłam na kawałki i wrzuciłam do przygotowanej marynaty. Mam wrażenie, że bardziej z przyzwyczajenia, niż z konieczności. (ale ta marynata składała się z: sosu sojowego, oleju, czosnku, miodu, pieprzu i sosu ostrygowego, wszystko w niewielkich ilościach).
W międzyczasie, wcześniej namoczony groch gotuję mniej więcej przez godzinę, a sól dodaję już pod koniec gotowania. Przygotowane wcześniej tofu wrzucam na patelnię i mieszam przez kilka minut. Kawałek boczku kroję na kawałki, podsmażam na osobnej patelni do momentu, aż zacznie się wytapiać. Pachnie cudnie!
Kiedy już wszystko ostygnie, wrzucam składniki do maszynki do mielenia.Dodaję jeszcze jajko i pieprz. Nic więcej, bo przygotowana masa okazuje się być dość zwarta, dlatego nie dosypuję już ani mąki ani bułki tartej.
Wilgotnymi dłońmi formuję niewielkie kuleczki, obtaczam je w mące orkiszowej. Obsmażam na oleju obracając z każdej strony po kilka minut, pilnując przy tym, aby się za bardzo nie przypaliły. Mnie nie do końca się to idealnie udało. Jednak nie zmienia to faktu, że są obłędnie pyszne. Nie spodziewałam się, że z tych trzech, raczej niepozornych i prostych składników, tj: grochu, tofu i boczku wyjdą zupełnie dobre kulki obiadowe. Małe, zgrabne i syte. Sztuk 10. Dla mnie na trzy obiady akurat. Smakują zarówno samodzielnie, jak w sosie. Ja akurat testowałam z sosem pomidorowym, ale to chyba nie ma znaczenia.