Muffinki czyli małe, fajne pieczone babeczki, które nie wiem dlaczego, zawsze kojarzyły się ze słodkościami. A jako, że ja ze słodkościami jakoś tak nie bardzo, to odkładałam temat na później. A tu okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie, ponieważ naprawdę są bardzo proste i szybkie w wykonaniu. Co ciekawe, można kombinować z absolutnie wszystkimi dodatkami, przygotowywać je w wersjach na słodko, ostro, wytrawnie itp, a to i tak nie wyczerpuje pomysłów i możliwości na te małe, fajne babeczki. Dziś będą przygotowywane w wersji bardziej wytrawnej czyli po prostu z kiełbasą i serem żółtym. Wszędzie w podstawowym przepisie na muffiny jest podawane mleko, jednak znajomi specjaliści od pieczenia babeczek twierdzą, że na maślance wychodzą delikatniejsze, to użyta została maślanka, to kłócić się przecież nie będę, zamiast mleka użyta w przepisie jest maślanka.
Składniki:
- 2 szklanki mąki
- 1 szklanka maślanki
- 1/2 szklanki oleju
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 jajka
Dodatki:
- 40 g kiełbasy (np. wiejskiej)
- 20 g sera żółtego
- 1 puszka groszku konserwowego
- 1/2 paczki oliwek
- sól, pieprz
Potrzebne będą dwie, raczej większe miski. Składniki moich wytrawnych muffinek najpierw dzielę sobie na mokre i suche. W jednej misce mieszam mikserem maślankę, olej oraz jajka, w drugiej natomiast mąkę z proszkiem do pieczenia. Powoli przygotowuję dzisiejsze składniki dodatkowe czyli: kiełbasę kroję w kostkę, groszek odsączam, żółty ser ścieram na grubych oczkach tarki, a oliwki kroję na mniejsze kawałki. Piekarnik rozgrzewam do 180 stopni C.
Przygotowane już składniki mieszam z mąką, a następnie całość zalewam gotową masą jajeczno -maślankową, doprawiam na koniec solą, pieprzem.
Wszystko jeszcze raz dokładnie mieszam oczywiście rękami tak, aby wszystkie składniki się połączyły.
Nakładam masę do silikonowych foremek muffinkowych, układam na blasze do pieczenia a następnie wkładam do nagrzanego piekarnika na 30- 40 minut. I tyle!
Przyjemna, całkiem niedroga przekąska jest gotowa. Z podanych proporcji wychodzi o kilka sztuk więcej niż cała blacha pachnących, sytych i wytrawnych muffinek, na które warto się skusić. Bardzo fajna i ciekawa alternatywa dla urozmaicenia spotkań towarzyskich, zamiast stale obecnych sałatek czy pizz.
Zaskoczyło mnie w sumie to, że na tak dużą ilość użytego sera żółtego, wytrawne muffinki po upieczeniu nie były takie ciągnące się i rozpływające jak się trochę spodziewałam, więc trochę szkoda. Co prawda wyszły rzeczywiście przepyszne, ale ku mojemu zaskoczeniu ser w nich był prawie niewyczuwalny.
Dlatego będę sobie eksperymentować z nimi nadal, jeszcze nie wiem w jakich wersjach. Tych babeczek wychodzi naprawdę sporo, dlatego można je sobie podzielić na kilka dni i zabierać na posiłek do pracy, można dodać do nich sałatkę i mamy przyjemny obiad. Można je również spokojnie zamrażać. Przyznaję, pracy przy nich rzeczywiście jest niewiele, smakują wyśmienicie, a ich koszt zależy od wybranych przez nas dodatków.