W mojej kuchni, pomarańczowo- jesienny sezon na dynię nadal trwa (dodam tylko, że jej koszt to ok 1,30-2 zł za kg) a spokojnie można taką 1-2 kg dostać, a potem pozostaje już tylko wymyślać, na różne sposoby przetwarzać, kombinować. Ponieważ po ostatnim okrojeniu mojej dyni i wrzuceniu jej surowej do kotletów mielonych, jeszcze mi jej trochę zostało, a taką rozkrojoną trzeba szybko zużyć, to teraz mnie naszło, żeby ją dla odmiany spróbować upiec i zrobić pastę do chleba. Tym razem, będzie to bezglutenowa pasta z pieczonej dyni, taki plan
Krążą opinie, że taka pieczona całkiem niezła jest,czy to prawda przekonam się sama. Do jej zrobienia użyłam takich składników.
- 1/2 dyni hokkaido
- 2 jabłka
- kilka ząbków czosnku
- 2 cebule
- masło
- sól, pieprz
Najpierw umyłam a następnie pokroiłam na kawałki moją dynię. Piekarnik rozgrzałam do temperatury 200 stopni, na papierze do pieczenia umieściłam kawałki dyni wraz ze skórką. Nie dodawałam oliwy ani przypraw- oliwy po prostu chwilowo nie mam, a z samymi przyprawami to jakoś tak mi nie pasowało. Ale za kilka dni kupię, dla rozeznania zerknęłam od razu do porównywarki aby sobie wypatrzyć odpowiednią oliwę jeszcze przed bieganiem oczami po sklepowych półkach. Dynia w piekarniku, a międzyczasie pokroiłam obrane cebule na kosteczkę, a następnie wrzuciłam na rozgrzana patelnię z odrobiną masła, aby się zrumieniła. Dynię piekłam ok 30 minut, potem dodałam do pachnącej już dyni przekrojone jabłka i czosnek. Całość trzymałam w piekarniku jeszcze 10 minut.
Po wyjęciu z piekarnika po całej kuchni unosił się nieco pomieszany zapach słodkawej dyni, jabłek i czosnku.. poezja! zostawiłam do ostygnięcia na chwilę. I teraz zaczęła się zabawa- najpierw nożem- ale potem jednak łyżką (o wiele wygodniej) oddzielałam miękkie kawałki dyni od skórki, to samo za chwilę zrobiłam z jabłkami, a czosnek po prostu w całości do miski wrzuciłam. Wszystko błyskawicznie się zmiksowałam, na gładką, gęstą masę. Dodałam zrumienionej cebulki, doprawiłam solą i pieprzem. I jeszcze parę obrotów blendera, aby wszystkie składniki się wymieszały równomiernie w miarę. I już.
Faktycznie, całkiem niezła taka pasta wychodzi. Smacznego! Co prawda wyglądem pasta jakoś nie zachwyca, ale warto jako spróbować,aby coś innego i sezonowego na śniadanie zjeść. Tak się przyjrzałam dokładniej składnikom i wychodzi na to, że przypadkowo chyba pierwszy, bezglutenowy przepis mi wyszedł.