Gnocchi z jarmużem, czyli mówiąc wprost ziemniaczane kluseczki włoskie. Wyglądają trochę jak małe kopytka lub knedle, a pomysłów regionalnych na te proste kluseczki jest bardzo dużo, tak samo jak w zróżnicowany sposób można je przyrządzać i podawać. Można zatem szaleć, przygotowywać je z ziemniaków, ricotty, warzyw i innych składników, czyli kolorowo i różnorodne. I ponieważ temat jednej z ulubionych przeze mnie kuchni, czyli kuchni włoskiej dopiero powoli zaczynam tutaj wprowadzać to już wiem, że niejedna wersja gnocchi pojawi się w przepisach na blogu bo będę kombinować, to pewne.
Oczywiście, żeby nie było mi za łatwo- od razu wymyśliłam, że będą zielone. Szpinaku nie mam, ale za to mam jarmuż, lekka modyfikacja przepisu zatem. Przy okazji ciekawostka – jak szperałam po internecie w poszukiwaniu inspiracji i przepisu na zielone gnochci – większość porad i przepisów zaczyna się od „kup paczkę gnocchi….” Zaczęłam się zastanawiać, hmm cholera czy to aż takie trudne połączyć te składniki, że idziemy na łatwiznę i wybieramy gotowce? No tak, czasami faktycznie można – od tego są te gotowce, żeby sobie życie ułatwiać czasami. Jednak spróbuje z przepisem powalczyć i zrobić sama, toż to ziemniaki, mąka i jajko i zielenina, nie może się nie udać.
Pisząc te słowa właśnie sobie przypomniałam moją pierwszą próbę zrobienia podobnej rzeczy czyli kopytek w akademiku… nie wdając się w szczegóły zbytnio- powiem krótko: tak nieudanej rzeczy nie jeszcze nigdy nie zrobiłam ani nie jadłam- twarde niedobre, po prostu niezjadliwe zupełnie. I tamtego popołudnia w akademiku jednak była pizza – a ja sobie obiecałam wtedy, że nigdy, ale to nigdy więcej nie podejmę się zrobienia żadnych kluseczek.
Ale pamięć moja jest dobra, ale krótka- i dzisiaj podejmę taką próbę po raz drugi. A poza tym, nie robi błędów ten, co nic nie robi, to zaryzykuję. Żadnym zawodowcem w kuchni nie jestem, tu coś pomieszam tam coś doprawię i wychodzi albo nie – więc jak teraz nie wyjdzie- to albo sobie dam spokój- albo przeciwnie właśnie- uparcie będę próbować aż mi się udadzą.
Składniki na 4 osoby:
- 300 g dobrze ugotowanych rozdrobnionych ziemniaków
- 200 g liści szpinaku ( u mnie liście jarmużu)
- 1 żółtko
- 125 g mąki
- 1 łyżeczka oliwy (* u mnie masło)
- sól, pieprz
Ponoć podstawą gnocchi są idealnie odmierzone proporcje, co oczywiście ja subtelnie zignorowałam, dając składników mniej więcej. Ponieważ nadal nie mam w domu oliwy, dlatego dodałam łyżkę masła zamiast, może tu błąd? nie wiem. W każdym razie ziemniaki obrane pokrojone w kostkę ugotowałam w osolonej wodzie (ok 20 minut). W międzyczasie jarmuż umyłam, pokroiłam na kawałki – wrzuciłam do wrzątku na 3- 5 minuty, odcedziłam. Następnie posiekałam go ostrym nożem bardzo drobno. Ugotowane ziemniaki ugniotłam ubijaczką – lepiej oczywiście jest, jak zostaną przeciśnięcie przez praskę do ziemniaków- wtedy są delikatniejsze, ale nie mam na wyposażeniu na razie. Ale jakbym chciała jednak uzupełnić sobie wyposażenie kuchenne- to wybór prasek do ziemniaków można sobie porównać tutaj.
A tak wracając już do przepisu – do szklanej miski wrzuciłam ubite ziemniaki, dodałam łyżkę masła, posiekany jarmuż, żółtko oraz mąkę – mieszając mąkę pszenną z owsianą. Doprawiłam solą i pieprzem. I mieszam wszystko – najpierw łyżką, potem pomogłam sobie blenderem.
Potem całość masy wyrzuciłam na drewnianą stolnicę i zaczęłam wyrabiać rękami od czasu do czasu podsypując mąką, jak mi się do stolnicy zaczynała kleić za bardzo. Wyrabiam, przyznaję, że wcale lekko nie jest, obawiałam się, że jak dosypie za dużo mąki to będą za twarde a tym samym niezjadliwe, więc sypię mąkę powolutku i tak z 10 minut wyrabiałam tą moją masę ziemniaczano- jarmużowo -mączną. Już trochę zniechęcona, bo ciągle wydaje mi się całość zbyt lepka, zupełnie nie taka jak oglądam na filmikach – porażka myślę. Faktycznie – może i dlatego w przepisach jest kup zamiast zrób.. ale jeszcze chwila, jeszcze 5 minut wyrabiania i wreszcie wyszła mi całkiem fajna nielepiąca się do blatu kula. Ufff.
Na różnych zdjęciach, które oglądałam gnocchi maja taki wzorek robiony widelcem. Pełna optymizmu, odkroiłam więc mały kawałek z zielonej masy, zrobiłam kuleczkę, chce ją widelcem potraktować a tu lipa, ponieważ widelec masę rozpłaszcza, wzorku nie robi, na dodatek nie chce wyjść z masy, znaczy jednak wzorków tym razem nie będzie. Bo nawet do „prawie jak na zdjęciach” podobne to nie jest. Ale obiecuje sobie, że popracuje nad wzorkami. Wszystkie znaki wskazują więc na to, że moje pierwsze gnocchi będą jednak miały kształt tradycyjnych kopytek – będzie szybciej i łatwiej. Posypałam blat mąką, z ciasta odkroiłam kawałki i rękami porobiłam długie wałeczki, w miarę jednakowej grubości. Potem ostrym nożem odkrawałam skosem kawałki. Wrzuciłam partiami do osolonej gotującej się wody, na 5 minut, nie dłużej, bo się rozgotowują..
Pora na mój dzisiejszy obiad – subiektywnie i nieskromnie powiem, że moje pierwsze w życiu gnocchi wyszły całkiem smaczne! Nad ich kształtem i rozmiarem jednak muszę trochę popracować, ale spokojnie, za kilka lat na pewno dojdę do wprawy i będą idealne. Teraz są co prawda niekształtne, ale za to przyjemnie zielone, mięciutkie i delikatne. Jarmuż nieco zmienia smak i dodaje przyjemnej zieloności.
Przyznaję- tak trochę z lenistwa, trochę z braku innych składników a trochę dla kontrastu – podałam je z sosem na szybko czyli z jogurtem naturalnym wymieszanym z koncentratem pomidorowym. I brakło mi dużej michy sałaty, może następnym razem będzie, jakoś zapomniałam, chyba za bardzo stresowałam się tym, że mi jednak nie wyjdą. I nie policzyłam ile mi wyszło sztuk. Ale ważne, że tym razem się udało, jeszcze nie idealnie, ale najważniejsze, że smacznie. I już myślę o tym, jak i z czym zrobić następne gnocchi. Ale jakby ktoś jednak wybrał wersję „kup- a nie zrób” to może sprawdzić koszty od razu tutaj.
*źródło przepisu „Kuchnia Włoska- klasyczne i nowoczesne dania” Warszawa, wyd. 2005
Też musimy kiedyś spróbować takie zrobić ! Ale może ze szpinakiem albo inna zielenina
koniecznie polecam:) tylko muszę nad ich kształtem popracować;) w przepisie oryginalnym są ze szpinakiem u mnie z jarmużem bo akurat był i wymagał zużycia. Myślę że z bazylią np były równie pyszne