Pasta z bobu i papryki czerwonej
Delikatna, prosta pasta z bobu i papryki. Szybka i na dodatek bezglutenowa. Wraz z wiosną przychodzi czas na porządki w szafach, czy we własnym życiu. Moja szafa na wiosenne porządki to jeszcze trochę poczeka, a tymczasem naszło mnie, żeby zrobić wiosenne porządki w moich zapasach spożywczych. I tym sposobem znalazłam w zamrażarce bób, którego sama nie wiem czemu jeszcze nie wyjadłam. Tak naprawdę, to jest tak, że jakoś nigdy nie mam sumienia go mielić. O wiele bardziej smakują mi ugotowane ziarenka bez żadnych dodatków, albo z kawałkiem masła i koperkiem nic więcej.
Ale tym razem chciałam spróbować bobu w wersji innej niż zawsze, dlatego wymyśliłam sobie, że będzie pasta z bobu. Jak nie wyjdzie, to będę tak jak dotychczas zjadać po prostu ugotowane ziarenka. Składników tej pasty jest niewiele: bób, papryka i natka pietruszki, oraz sól i pieprz.
Najpierw bób gotuję w posolonej wodzie jakieś 35 minut. W tym czasie kawałek papryki kroję na mniejsze kawałki, a natkę pietruszki opłukuję pod zimną wodą i siekam. Bób po ugotowaniu odstawiam i czekam aż nieco ostygnie. Obieranie bobu z łupinek jest co prawda żmudne, ale idzie mi nawet dość szybko. Oczywiście , że podczas obierania go z tych łupinek część ziarenek wyjadam od razu, a tylko część obieram dokładnie. Więc u mnie pasty jest z założenia mniej, niż wynikałoby to z ilości gotowanego bobu. Obrane ziarenka wrzucam do naczynia miksującego,( u mnie po prostu blender) dodaję kawałek papryki, który nie został zużyty do niczego innego wcześniej oraz natkę pietruszki.
Doprawiam jeszcze solą i pieprzem. Aby się łatwiej miksowało, dodaję jeszcze 2 łyżki wody. Miksuję całość na w miarę gładką masę. Gotowe w kilka chwil, można smarować kanapki. Muszę przyznać, że pasta z bobu i papryki czerwonej smakuje naprawdę całkiem nieźle mimo, że nie ma idealnie zielonego koloru, co zapewne sprawił dodatek papryki. Pasta jest absolutnie do powtarzania, chociaż następnym razem zamiast wody, dodam oliwy albo jogurtu naturalnego, których tym razem nie miałam po prostu. A ponieważ chleba też u mnie jakoś za często nie ma, to następnego dnia moją pastę z bobu wymieszałam sobie z ugotowanym makaronem, dodając jeszcze trochę świeżego koperku. I nawet całkiem dobre wyszło.