Planuj, planuj..

Jak pewnie niejeden człowiek, u mnie też jest tak, że co miesiąc  planuje sobie wydatki. Taka kwota  przeznaczona na opłaty, taka kwota na przyszłe marzenia i oszczędności,  taka kwota na życie. Zakładka „życie” się jeszcze dzieli na kategorie spożywcze, chemiczne oraz małe przyjemności, tego ostatniego jest najmniej, ale staram się, żeby nie zwariować z oszczędzaniem aby coś jednak zdarzało. Raz jest to książka, raz coś fajnego do kuchni, a innym – piwo z przyjaciółmi. I wszystko raczej działa bez zarzutu, dotąd aż się nie trafi jakiś nieprzewidziany wydatek np.w postaci zepsutej pralki czy apteki. Chyba powinnam dodatkowe konto założyć o nazwie „awarie & choroby”. Nie lubię niezaplanowanych wydatków! Co więcej, nie znoszę chorować!!! Ja naprawdę wszystko, absolutnie wszystko rozumiem – tydzień sobie chorować, jakieś tam leki dla zdrowia kupić, odpocząć od stresu codziennego, od zabiegania, ot wykurować się i do pracy wracać.

Umówmy się, całkowitego niemówienia i żadnej choroby nikt nie planuje. Absolutnie nikt nie chce mieć bardzo utrudnionej możliwości porozumiewania się, co więcej tłumaczenia się każdemu,  że obecnie że forma pisemna lub sms są lepszą formą komunikacji. Ale trudno, stało się. Nie gadam. Wszystkie inne plany szlag trafił. Ale w żeglarstwie i pewnie nie tylko tam, znane jest takie powiedzenie „planuj planuj, rachuj rachuj a i tak wszystko na ch.*”. I wychodzi na to, że coś w tym jest bo to już jest trzeci z kolei tydzień kiedy mam nadzieję na wykurowanie się, a tymczasem nic nie robię, jak tylko wydaje jak dla mnie spore kwoty w aptece (co się przekłada na monotonność diety mojej), a zdrowia jak nie było, tak nie ma.

I co tu dużo pisać, mam już dość, nie tylko tych wydatków na piętrzące się po syropkach buteleczki, ale przede wszystkim tego ograniczenia mówienia, bo cały czas moje gardło nie chce wrócić do 100% działania. No ileż można! Ani weny twórczej kulinarnej nie ma, ani innej motywacji do działania, od kilku tygodni, do znudzenia to samo ciągle:  gorączka, apteka i zakaz mówienia. Tymczasem za oknem jest ślicznie, ciepło i wiosennie, moje rolki czekają na rozpoczęcie sezonu, firma też cierpliwie czeka, a tu nic. I szlag mnie trafia! Specjaliści oczywiście uspokajają mówiąc mi,  że trzeba czasu, spokoju i odpoczynku. Edward Stachura pisał w swoich wierszach „tylko dajcie czasowi czas”. A tak naprawdę, oprócz mojej złości, na przedłużające się ciągle choróbsko – to chciałabym się po prostu nie martwić kiedyś takimi niepodziewanymi wydatkami, które zaburzają całe moje misterne planowanie.

Dodaj komentarz