Lato w pełni, a mnie zamiast na sałatki jakoś tak przekornie wzięło na potrawy smażone. Najpierw placki ziemniaczane – chociaż te wybitnie kojarzą mi się z latem, jedzeniem ich w letniej knajpie na papierowych tackach. A teraz taki seler w cieście naleśnikowym. Pierwotnie myślałam, aby go zrobić w panierce- klasycznie okazało się, że bułki tartej to jednak nie mam. Za to składniki na ciasto naleśnikowe, a owszem, zawsze pod ręką.
Składniki:
- 1 seler korzeniowy
- mąka, mleko, jajko,
- sól, pieprz, czosnek granulowany
- olej
Zastanawiałam się przez chwilę, czy zanim plasterki selera zanurzę w gęstym cieście, czy przypadkiem wcześniej go nie ugotować. Taki był plan. Zwyciężyło nie tyle lenistwo, ale bardziej fakt, że przecież selera i tak jadam na surowo, więc nie będę go dodatkowo gotować w tym przypadku.
Obieram go i kroję na w miarę cienkie plastry. Przygotowuję gęste ciasto naleśnikowe, nie dodając do niego już wody, przyprawiam: solą, pieprzem, czosnkiem granulowanym.
Ciasto z 3 łyżek mąki, jajka i niewielkiej ilości dodanego mleka wychodzi faktycznie dość gęste. Dla własnej wygody, na największej głębokiej patelni rozgrzewam olej, sprawdzając wrzuconą szczyptą mąki czy na pewno jest dość gorący.
Plasterki selera zanurzam w cieście widelcem, czekam chwilę, aż nadmiar ciasta spadnie do miski i układam na patelni. Smażę przez kilka minut z każdej strony. Po usmażeniu przekładam na papierowy ręcznik. Cholera, zupełnie dobre!
Do wykorzystania jako bezmięsny obiad podany z dodatkiem michy sałatki, czy po prostu jako przekąska do piwa, maczana od czasu do czasu w sosie czosnkowym. Albo innym. Zarówno na ciepło jak i na zimno smakuje całkiem przyzwoicie. Wbrew moim obawom seler w środku jest miękki, a nie całkiem surowy. Minimum składników, a całkiem fajny pomysł wychodzi.