Placuszki z dyni i ziemniaków
I znowu dynia! Tak, doczekała się w końcu kolejnego pomysłu. W sumie to w planach były placki dyniowe, proste i całkowicie warzywne. Ale tak się jakoś złożyło, że całkiem ładne żołądki indycze wypatrzyłam w sklepie (11zł/ kg), to wzięłam, od razu 0,5 kg i podzieliłam sobie na 3 małe porcje czyli na trzy obiadowe pomysły, to wychodzi po ok 2 zł za każdy z pomysłów. Całkiem nieźle.
Dlatego właśnie, jak już zaplanowałam sobie wcześniej, że dziś jeszcze jesienne placuszki z dyni i ziemniaków, to owszem będą placuszki, tylko będą dodatkowo polane sosem pomidorowym z żołądków. Ot mała modyfikacja planów. Aby je zrobić potrzebuję:
składniki
- 1/4 dyni (hokkaido lub innej)
- 3 większe ziemniaki
- 1/ 2 pora
- 1 marchew
- 1 cebula
- jajko
- 30 g żołądków indyczych
- 70 g koncentratu pomidorowego
- mąka owsiana
- olej, sól, pieprz, ziele angielskie, liście laurowe, pieprz ziarnisty
Żołądki umyć, oczyścić z żyłek wszelkich, zalać wodą i zagotować – odcedzić, zalać świeżą wodą- dodać 4-5 ziaren ziela angielskiego, 2 liście laurowe, 2-5 ziaren pieprzu, przykryć i gotować do miękkości ok 1,5h- 2h.
W tym czasie ziemniaki obrać, umyć i pokroić na mniejsze kawałki. Dynię obrać ze skórki, łyżką pozbawić gniazd nasiennych, pokroić na mniejsze kawałki. I teraz będzie moja zdecydowanie absolutnie ulubiona część tego przepisu. Ponieważ z czeluści tej najrzadziej używanej szafki narożnej kuchennej, gdzie nie ukrywajmy – u większości użytkowników po jakimś czasie robi się ogólny hmm nieporządek, trzeba wyciągnąć maszynkę do mielenia mięsa z dostawkami do tarcia warzyw. Np. taka jak jest tutaj, albo po prostu jakiegoś innego robota, który wykona za nas całą robotę tarcia dyni i ziemniaków, marchewki oraz pora.
Można oczywiście i zetrzeć ręcznie, a można sobie życie ułatwić. Do tarcia wybieram duże oczka, ponieważ tak lubię – ale tarki mają też inne możliwości. Uff. 5 minut hałasu i gotowe. Ziemniaki, por, marchew i dynia. Mieszam kolorową i pachnącą całość, doprawiam solą i pieprzem, na koniec dorzucam jajko, ok 2 garście mąki owsianej oraz posiekany drobno korzeń imbiru. Wszystko mieszam i po namyśle – dosypuje jeszcze z pół garści mąki. Ale liście pora to radzę jednak po prostu drobno posiekać nożem zamiast wsadzać do maszynki.
Rozgrzewam większą patelnię, wlewam kilka łyżek oleju, w takiej ilości, aby pokrył cała powierzchnię. Tak szczerze to raczej więcej niż mniej, placki się mają usmażyć. Dziś nie są dietetyczne i tyle. Większą łyżką nakładam kolorową masę, formując przy tym cienkie, ale różnej wielkości placuszki, smażę je po 7-8 minut z każdej strony. Po usmażeniu odkładam je na ręcznik papierowy, żeby ten tłuszcz wchłonął, przykrywam – aby pozostawały w miarę ciepłe, zanim wszystko będzie gotowe.
Czas na sos: Ugotowane żołądki indycze kroję na mniejsze kawałki, cebulę obieram i kroję ją w piórka. Rozgrzewam mniejszą już patelnie (na drugiej smażą się przecież placuszki- cudnie pachną i smakują też niczego sobie- wiem, bo już zdążyłam prosto z patelni skosztować), wlewam łyżeczkę oleju- wrzucam cebulę i podsmażam mieszając tak ok 5- 7 minut, dorzucam pokrojone żołądki i mieszam wszystko (pilnuje również placuszków- żeby się nie spaliły w międzyczasie). Na koniec, koncentrat pomidorowy mieszam z ok. 1/2 szklanki wody, zalewam nim żołądki, mieszam i zostawiam na kilka minut aż sos zgęstnieje. Jeszcze tylko doprawiam pieprzem, solą. Placuszki gotowe, sos gotowy, obiad gotowy. Całość podaję z surówką z kapusty pekińskiej.
Ale tak myślę że pomimo tego, że wzrokowo wydawało mi się ze dyni jest więcej, to w smaku wyszły zdecydowanie bardziej ziemniaczane niż dyniowe. Dziwne – przy następnej próbie placków dyniowych zmienię proporcje. W każdym razie, wyszedł mi całkiem niedrogi, warzywno- mięsny obiad. Oczywiście, jeśli ktoś nie lubi i nie jada podrobów, (bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi, ja też kiedyś tylko z podrobów to tylko wątróbkę mogłam zjeść, ale na szczęście odkryłam inne możliwości) to można placki z innym mięsem zrobić. W sumie, tak bez sosu, wyjadane palcami po jednym też smakują.
Jednocześnie przyznam się, że popełniłam również wersję placuszków pieczoną w piekarniku, tak dla porównania. I niestety, tutaj akurat nastąpiła całkowita, absolutna, totalna porażka !! nie wiem, może po prostu zbyt długo się piekły (40 minut w 200 stopniach), może fakt, że dodałam do nich ostrej papryki mielonej? może to, że miałam ostatnie jajko i zużyłam je do wersji smażonej, a do tej pieczonej dodałam mąki ziemniaczanej? Nie wiem, zupełnie nie wiem co skopałam, ale pewne jest to, że pieczone placki z dyni i ziemniaków na razie zapisuję na liście moich kulinarnych porażek, ale optymistycznie zakładam, że kiedyś w końcu wyjdą mi smaczne i nadające się do jedzenia. I z tej złości, że mi się nie placuszki pieczone udały, nie policzyłam ich w ogóle, ale ok 20 sztuk było na pewno.
*Źródło przepisu, z modyfikacjami własnymi „Kuchnia Polska” , wyd 1971 Warszawa