Moja dynia jest dość duża i okazała, z gatunku hokkaido. Przyznaję, że przez jakiś czas przeleżała w kącie, cierpliwie czekając na jakiś sensowny pomysł. Oczywiście pierwsza myśl – zupa dyniowa, pyszna rozgrzewająca, niedroga i jeszcze szybka. Ale przecież zupę już znam, to raz, a dwa robią ją prawie wszyscy, na co drugim blogu kulinarnym. Może coś innego. A gdyby tak połączyć mięso z dynią? Ostatnio otrzymuję informacje zwrotne, że niby fajny blog, ale stanowczo zbyt mało mięsnych pomysłów na nim jest. I cóż zrobić – przeanalizowałam sobie archiwum przepisów i racja- przeważają te bez mięsa. To nie tak, że nie jadam- przecież jadam czasami ale jakoś tak wychodzi, że na blogu lądują te bez mięsa. Sama nie wiem czemu. Zatem aby jednak coś z mięsem się pojawiało, na dziś kotleciki mielone z dynią. Piszą w internetach o takim połączeniu, właśnie dyniowo-mięsnym, że dobre, że fajnie się komponuje, więc za chwilę przekonam się sama.
Składniki
- ok 50 g mięsa wieprzowego
- 20 g dyni
- 3 ząbki czosnku
- 10 g liści szpinaku
- 1 cebula
- 3 jajka
- sól, pieprz, bułka tarta
- olej do smażenia
Zaczynam od pozbawienia mięsa tłuszczu. Niestety to zmniejszyło jego ilość od razu o jakieś 10- 15 g, następnie je płukam i kroję w kostkę, wielkość kostki nie ma znaczenia- po prostu tak, aby do maszynki weszła bezproblemowo. Cebulę obieram i kroje na kawałki, szpinak dla ułatwienia umyłam sobie wcześniej- teraz wystarczy go tylko wyjąc z lodówki i pokroić na mniejsze kawałki, ząbki czosnku obieram. Z dyni wykrawam kawałek, pozbawiam pestek, obieram i dzielę na kawałki. W sumie to już wszystko mam przygotowane- czas na konkrety.
Zatem mięso w maszynce mielę, na koniec dorzucam 1 kromkę chleba- aby dokładniej kawałki mięsa z maszynki wyszły, następnie dodaję do zmielenia kawałki dyni. Dość słodki zapach ma taka świeżo zmielona. Do kielicha ulubionego (heh, ulubionego, bo na razie jedynego) blendera wrzucam cebulę, liście szpinaku oraz czosnek. Kilka naciśnięć guzika i wszystko sieka się na drobno.
Tak jak miało być. Do misy z mięsem i dynią dorzucam cebulę ze szpinakiem i czosnkiem, dodaje jajko, doprawiam solą i pieprzem oraz dodaję kilka łyżek bułki tartej. Mieszam dokładnie rękami, a ponieważ konsystencja jest zbyt rzadka a nie chciałabym, aby mi się na patelni rozpadły, dlatego dosypuję jeszcze kilka łyżek bułki tartej. Tak zdecydowanie lepiej.
Przygotowuję sobie 2 talerze, na jeden wrzucam dwa jajka, na drugi bułkę tartką. Wilgotnymi dłońmi formuję kotleciki- każdego zanurzam w jajku, potem w bułce tartej. Rozgrzewam większą patelnie, wlewam kilka łyżek oleju i smażę kotleciki z obu stron na rumiano, raczej na średnim gazie, aby się przypadkiem nie spaliły, a w środku nie były surowe. Po kilka minut z każdej strony. (tak ok. 4-6 minut – zależy od wielkości i grubości naszych kotlecików) Potem już gorące i cudnie pachnące kotleciki mielone z dynią wykładam na ręcznik papierowy, aby je odsączyć z tłuszczu. – I tyle. Można jeść, smacznego!
Na koniec takie moje zupełnie subiektywne wnioski: Dynia lekko wyczuwalna w kotlecikach jest, pachną cudnie, choć w sumie mogłam jej jednak dać trochę więcej, ale za to smak mięsa jest całkiem dobrze wyczuwalny. Ale dodanie jednego czy nawet dwóch ząbków czosnku więcej nie zaszkodziło by im wcale.
Tak jak mówili inni, połączenie dyni i mięsa warte spróbowania jest. Kotleciki mielone z dynią u mnie wyszły takie zdecydowanie bardziej mięsno -dyniowe, niż dyniowo- mięsne, więc następnym razem mienię proporcje, na więcej dyni a mniej mięsa. Pestki dyniowe pozostawiłam sobie do suszenia na oknie i będę wyjadać. Ale w sumie może do następnej wersji mielonych z dynią dorzucę również i pestki. Zapomniałam dodać, że z tych proporcji wyszło mi 15 sztuk różnej wielkości kotlecików.