Pasta z pieczonego bakłażana, na dodatek w dwóch wersjach

Musze się przyznać, że bakłażan jakoś nie gości specjalnie często w mojej kuchni. Zwyczajnie z obawy, że coś mi nie wyjdzie, albo że będzie gorzki i niesmaczny. Jednak postanowiłam się z nim zmierzyć, zaczynając od moim zdaniem najłatwiejszej wersji, czyli pieczonej.

Składniki:

  • 1 średniej wielkości bakłażan
  • Ok 200g dyni zwyczajnej
  • 1/2 małego opakowania oliwek zielonych
  • 7 suszonych pomidorów w zalewie z oleju
  • 1 zielona papryka
  • odrobina oliwy z oliwek
  • sól, pieprz, kumin

Ma być prosto i nieskomplikowanie, to przypadkiem może się uda. Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni Celsjusza, bakłażana przekrawam na pół, nacinam na nim kratkę aż do skóry, aby się w całości upiekł, a na koniec skrapiam kilkoma kroplami oliwy. Dynie kroję na mniejsze części, pozbawiając przy tym miąższu i pestek. Paprykę zieloną (tańsza była niż czerwona) traktuję podobnie: przekrawam, pozbawiam pestek. Układam wszystko na blasze do pieczenia i zostawiam w nagrzanym piekarniku na mniej więcej 40 minut. Kiedy wszystko jest upieczone i pachnące, czekam aż nieco ostygnie. Chwilę później, przygotowuję sobie dwie wersje pasty, po jednej z każdej połówki bakłażana.

Upieczony, a nawet lekko przypieczony środek bakłażana wyciągam łyżką, skórę zostawiam, wyrzucam. W pierwszej wersji pasty, dodaję kilka kawałków upieczonej dyni, pozbawiając ją wcześniej skórki, oraz suszone pomidory, od razu z łyżeczką oleju ze słoika. Jeszcze tylko odrobina soli, pieprzu i kuminu. Miksowanie przez kilka minut i gotowe. Pychota!

Druga wersja pasty, jest zdecydowanie bardziej zielona. Do bakłażana dodaję tak samo dynię, ale i upieczoną paprykę wraz z zielonymi oliwkami. Oczywiście kupując oliwki, nie zwróciłam uwagi, na drobny fakt, że są z pestkami. Sięgnęłam po nie w sklepie, nie patrząc za dokładnie. Dopiero podczas kosztowania, a przed wrzuceniem do blendera, zauważyłam, że jednak pestek trzeba ich wcześniej pozbawić. Niby nic trudnego, ale pracy niepotrzebnie sobie dodałam.

Następnym razem będę kupować uważniej. Nie dodawałam już soli, oliwki są wystarczająco słone, doprawiam tylko pieprzem i niewielką ilością oliwy z oliwek. Po kilku minutach w blenderze- zielona pasta jest gotowa. Bardzo dobra!

Obie wersje pasty z pieczonego bakłażana są delikatne i obłędnie pyszne, chociaż każda zupełnie inna w smaku. Nie mogę się zdecydować, która smakuje mi bardziej. Do wykorzystania na wiele możliwości: kanapkę, grzankę, krakersa czy nawet jako nadzienie do naleśników. Taka pasta z pieczonego bakłażana jest idealna na pierwsze spotkanie z tym owocem.

Dodaj komentarz