Frytki. Niby nic, ot pokrojone w paseczki ziemniaki. A jednak czasami po prostu kuszą i tyle.
Pamiętam, jak na jednym z dłuższych rejsów morskich skończyły nam się ziemniaki, a do lądu jeszcze daleko. Z tzw. wypełniaczy został ryż i trochę makaronu. Człowiek jest taki dziwny, że ma ochotę dokładnie na to, czego akurat mieć nie może. Po dotarciu na ląd, każda z nas ma w oczach jedno. Ziemniaki! Wreszcie!! FRYTKI!!! W przesympatycznej knajpce zamówiłyśmy więc frytki. Cztery razy frytki, żaden ryż.
Tak, oczywiście… że dostałyśmy wszystkie ślicznie ułożony na talerzu ryż. Myśli bardzo miałyśmy bardzo mordercze, ale chwilę później się okazało, że pani nas obsługująca z angielskiego tylko „tak, tak” potrafi. Dlatego poddałyśmy się i mało szczęśliwe zjadłyśmy ten ryż, co było robić.
Swoją drogą, frytki są zjadane najczęściej w wersji smażonej, dużo rzadziej, w pieczonej. Pewnie dlatego, że są zdecydowanie szybciej no i co tu kryć, są chyba lepsze. Pomimo, że mniej zdrowe. Ale u mnie tym razem właśnie ta pieczona wersja. (Zupełnie nie dlatego, że mi za mało oleju zostało, żeby smażyć w głębokim tłuszczu…)
Składniki:
- 1 batat
- 1 łyżka oleju z pestek winogron
- sól, pieprz
- 1 łyżeczka mielonych konopi
Kupiłam tylko jednego batata, bo jakoś tak z rezerwą podchodziłam do wszystkich achów i ochów nad frytkami ze słodkiego ziemniaka. Ale myślę- spróbuję. Najwyżej będzie to ten pierwszy i ostatni raz.
Batata obrałam i umyłam. Pokroiłam na cienkie paseczki. Starałam się, żeby były w miarę podobne, ale wyszło jak wyszło. Całkiem sporo tych frytek wychodzi, jak na jedną sztukę ziemniaka.
Piekarnik rozgrzałam do 210 stopni Celsjusza, grzanie góra-dół. Do naczynia z jeszcze surowym batatem dodaję 1 łyżkę oleju, sól i pieprz. Od razu korci odmiana, więc przekładam część do innego naczynia i dodaję jeszcze mielone konopie. Zawierają bowiem sporą dawkę składników mineralnych i białka, stąd dodaję je czasami do potraw, zamiennie z nasionami chia. Wszystko mieszam. Wykładam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Jakieś 20 minut w piekarniku. Jak pachnie! Właściwie są gotowe, sprawdziłam widelcem. I tak jak czytałam na różnych stronach, są bardzo miękkie. Do chrupkości tradycyjnych frytek im dość daleko. Zostawiam je jeszcze na dodatkowe 5 minut pieczenia, zmieniając ustawienia piekarnika na termoobieg. W nadziei, że nabiorą chrupkości, lekko owszem, ale słabo.
W międzyczasie pieczenia, do połowy małego jogurtu wrzucam trzy obrane, przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, doprawiam solą i pieprzem. Mieszam i wstawiam do lodówki.
Pychota! Niby nic, pieczone frytki z batata. Idealne w połączeniu z gęstym sosem czosnkowym. Wersja z dodatkiem konopi mielonych , okazała się być nieco bardziej ostra.
Idealne jako przekąska, na kolację, na dobry humor, czy jako dodatek do sałatki w wersji obiadowej. Pieczony batat. Całkiem dobry, ku mojemu zaskoczeniu nie tak bardzo słodki, jak się spodziewałam.
Pieczone frytki z batatów są zupełnie inne w smaku od tradycyjnych. Następnym razem, pokroję je jednak na większe kawałki. Myślę nawet, że włączę batata do swojej kuchni. Jeśli z jednej sztuki tyle dobrego można zrobić, to będę wariacje tworzyć z niego.
Zrobiłam te frytki jeszcze raz, tym razem, nie dodałam soli do pieczenia. O wiele lepsze! Wniosek: sól dopiero po upieczeniu dodawać. Nad ich chrupkością popracuję, może się uda kiedyś.